Wyrastające bezpośrednio z amerykańskiej odmiany teatru burleski, kina grindhouse’owe swój najlepszy okres przeżywały pod koniec lat 60. oraz w latach 70. ubiegłego wieku. Tanie i obskurne, uchodziły za miejsca niebezpieczne, obok projekcji filmowych częstokroć oferując pokazy erotyczne (głównie w formie striptizu), bezdomnym służąc jako noclegownie, a prostytutkom i ich klientom jako miejsca schadzek. Na grindhouse’owych ekranach zobaczyć można było przeróżne obrazy gatunkowe z niemal całego świata – od włoskich horrorów, gialli i poliziotteschi, przez japońskie filmy gangsterskie i samurajskie, chińskie filmy kung-fu, szwedzkie sexploitation i australijskie ozploitation, po przeróżne amerykańskie filmy klasy B. W nieregularnym cyklu „Arcydzieła grindhouse’u” skupiamy się oczywiście na najwybitniejszych z tychże obrazów. Zarówno na tych z nich, o których dziś się już nie pamięta, jak i tych, które odniosły duże sukcesy i zaliczane są do powszechnie cenionej klasyki, w związku z czym często zapomina się o ich grindhouse’owym rodowodzie.

Arcydzieła grindhouse’u: Wzgórza mają oczy (1977)
Kiedy w 1972 roku młody debiutant Wes Craven kręcił ponury dreszczowiec Ostatni dom po lewej, z pewnością nie do końca był świadom, jak wielkie kontrowersje wywoła. Odsądzany od czci i wiary obraz podpadł w szczególności […]